Eskalacja konfliktu rosyjsko-ukraińskiego zaskoczyła chyba wszystkich. Wielu z nas żyje w atmosferze strachu. Nie chodzi tylko o cierpienie niewinnych ludzi, ale również o nieustanne zadawanie sobie pytania, czy w ciągu najbliższych dni czeka nas wybuch III wojny światowej.
Choć Polaków na co dzień charakteryzuje raczej bierność i brak zainteresowania kwestiami społecznymi, to wielu z nas nie pozostaje obojętna na cierpienie Ukraińców. Kierunek ten jest niewątpliwie słuszny, jako chrześcijanie powinniśmy w końcu kierować się miłością bliźniego i wrażliwością na potrzeby drugiego człowieka. Z drugiej strony nie wolno nam jednak zapominać o zasadzie „ordo caritatis”, czyli porządku w miłości. Nie wolno nam zapominać, że przed wojną uciekają również Polacy, a osób potrzebujących wsparcia materialnego nie brakuje również w ojczyźnie.
Relacje polsko-ukraińskie nie należą do łatwych, a być może są nawet bardziej skomplikowane od relacji polsko-niemieckich czy polsko-rosyjskich. Jako działacze Obozu Narodowo-Radykalnego musimy pamiętać, iż choć nasi przedwojenni Koledzy poświęcali Ukraińcom raczej niewiele uwagi, to jednak byli oni obecni w ówczesnej narodowej publicystyce.
Na temat Ukraińców wypowiadał się już poprzednik ONR-u, czyli Obóz Wielkiej Polski. Chodzi tu o program „Wytyczne w sprawach: żydowskiej, mniejszości słowiańskich, niemieckiej, zasad polityki gospodarczej”. Deklarowano, iż Kresy Wschodnie stanowią integralną część ziem należących do narodu polskiego. Choć Polacy na Kresach nie wszędzie znajdują się tam w liczbowej większości, to jednak od wieków byli tam twórcami duchowej i materialnej kultury, a także obrońcami przed najazdami wschodnich wrogów. Nasza cywilizacja na tych ziemiach nie rozwijała się jak obcy posiew, tłumiący pędy rodzime, ale była syntezą pierwiastków polskich i kresowych. Działacze Obozu Wielkiej Polski nie mieli wątpliwości, iż naród ukraiński nie istnieje, ponieważ brak mu tradycji narodowej i został „stworzony” sztucznie dla celów politycznych przez Austrię i Niemcy. Istnieją jednak narodowości białoruskie i rusińskie będące „silnie zabarwionymi regionalnie zgrupowaniami surowego jeszcze materiału”. Postulowano wpojenie w masy ruskie i białoruskie poczucia wspólnoty historycznej i cywilizacyjnej z narodem polskim. Rusin i Białorusin miałby być takim samym członkiem jednego narodu polskiego, jakim jest na przykład Kaszub czy góral zakopiański. Cel ten planowano osiągnąć również poprzez stworzenie odpowiednich nastrojów w społeczeństwie polskim, tak aby zrozumiano, że Rusinów i Białorusinów nie powinno się traktować jako obcych. Ważna była również praca wychowawcza, polegająca na szerzeniu znajomości języka polskiego i dziejów wspólnej pracy polsko-ruskiej nad budową cywilizacji na Kresach. Nie postulowano bynajmniej niszczenia regionalnej odrębności Rusinów – przeciwnie, chodziło o kultywowanie owej odrębności, gdyż wzbogaca ona ogólnopolski prąd życia narodowego. Uznawano pełne prawo języka ruskiego jako potocznego, jednak powinno dążyć się do tego, aby to język polski zapanował na Kresach jako literacki i państwowy.
Kwestia ludności ruskiej i białoruskiej poruszona została również w Deklaracji Ideowej Obozu Narodowo-Radykalnego z 14 kwietnia 1934 roku: „Ludność ruska i białoruska powinna posiadać pełne prawa obywatelskie”.
Podobne stanowisko znajdujemy w deklaracji ideowej RNR „Falangi”, „Zasady programu narodowo-radykalnego” (1937). Mniejszości słowiańskie miałyby zostać spolonizowane nie przez „mechaniczne nakazy”, ale przez plan przebudowy kulturalnej i gospodarczej Kresów i równouprawnienie w Organizacji Politycznej Narodu. Nie odbierano bynajmniej Ukraińcom prawa do dążenia do własnego państwa, ale na swoim terenie macierzystym, nie na ziemiach, które leżą w granicach Polski.
W dalszej kolejności warto zwrócić uwagę na tekst autorstwa Tadeusza Gluzińskiego (ONR „ABC”) pt. „Sprawa ukraińska”. Autor zwraca uwagę, że ludność Ukrainy naddnieprzańskiej i ludność ruska wschodniej Małopolski, to pod względem dziejowym, religijnym i cywilizacyjnym coś istotnie odrębnego. W ostatnich kilkudziesięciu latach usiłowano te odrębne elementy sztucznie spoić. Pracę tę zaczęła Austria i Rosja, którą potem kontynuował obóz ukraiński. Kwestia ruska w Małopolsce wschodniej to wyłącznie problem polskiej polityki wewnętrznej, niezwiązany niczym z naszym stosunkiem do Rosji. Sprawa Ukrainy naddnieprzańskiej przeciwnie – to wyłącznie problem naszej polityki zagranicznej, a nasz stosunek do niego zależy od naszego stanowiska do Niemiec i do Rosji. Gluziński wskazuje, iż Niemcy od kilkudziesięciu lat żyją „ideą marszu na Kijów” i raz już próbowały realizować to pragnienie w 1918 roku traktatem brzeskim. Chodzi tu o traktat z 3 marca 1918 roku, kiedy Rosja zawarła separatystyczny pokój z Cesarstwem Niemieckim i Cesarstwem Austro-Węgier. Władze Rosji sowieckiej zgodziły się na okupację przez armię niemiecką terenów na wschód od ustalonej traktatem linii granicznej.
Jeszcze osobną kwestią miałoby być natomiast zagadnienie naszego wschodniego Wołynia i Polesia, ze względu na pokrewieństwo tej ludności z ludnością ruską za kordonem. W interesie polskim jest rzecz jasna utrzymanie ścisłej granicy administracyjnej i gospodarczej między województwem wołyńskim a lwowskim i tarnopolskim. Musi to znaleźć wyraz w naszej polityce wewnętrznej, w szczególności w niedopuszczaniu agitacji i penetracji gospodarczej Ukraińców lwowskich na terenach Wołynia i Polesia. Gluziński mówi jednak wprost: mechaniczne wynaradawianie odrębnej etnicznie, religijnie i językowo ludności to „metoda wstrętna i w naszym ręku na pewno nieskuteczna”. „Brzydzimy się taką robotą i nie umiemy tego robić. Nie wychowano nas w Berlinie” – stwierdza autor. Należałoby natomiast zmienić stosunek procentowy polskiej ludności do ruskiej, co dałoby się uskutecznić bez krzywdzenia Rusinów przez parcelację polskiej większej własności ziemskiej Polaków z zachodu.
Oczywiście, dzisiejsza sytuacja geopolityczna różni się znacząco od sytuacji z dwudziestolecia międzywojennego i postulat zmiany naszej granicy wschodniej w ciągu najbliższych lat będzie raczej mało realny do zrealizowania. Mimo to jednak nie wolno nam zapominać, iż na Kresach de facto też jest Polska i również mieszkają tam Polacy. Dlatego mamy pełne prawo do postulowania rozwoju polskiej kultury na terenach dzisiejszej Ukrainy, Białorusi.
Być może horror rozgrywający się za naszą wschodnią granicą będzie również szansą na swego rodzaju pojednanie polsko-ukraińskie. Na chwilę obecną posiadamy w końcu wspólnego wroga w postaci Rosji. Nie wolno nam nigdy zapomnieć o ludobójstwie wołyńskim ani tolerować kultu Bandery. Z drugiej jednak strony powinniśmy również nauczyć się patrzenia w przyszłość.
Małgorzata Jarosz