12 września 2021 roku Kościół uzyskał nowego błogosławionego w osobie kard. Stefana Wyszyńskiego. Niewiele osób wie, iż przyszły Prymas Polski jako kapłan był bardzo aktywny na polu społecznym jeszcze w okresie dwudziestolecia międzywojennego. W latach 1931-1932 prowadził Chrześcijański Uniwersytet Robotniczy. Jako wykładowca nauk społecznych w Seminarium Duchowym we Włocławku prowadził młodzież na zebrania CHUR-u, gdzie kierowali wspólnie działem interwencji ekonomicznej, działem pracy oświatowej i kulturalnej, a także działem osiedli robotniczych.
W czasach, gdy tak wiele osób (w tym również duchowych) nie rozumie lub nie chce rozumieć idei chrześcijańskiego nacjonalizmu, warto przypomnieć, iż ks. Stefan Wyszyński sporą część swojej twórczości poświęcił właśnie roli narodu w życiu człowieka. W niniejszym artykule pragnę przybliżyć Czytelnikom naukę przyszłego Prymasa Tysiąclecia na ten temat.
Kapłan podkreśla, że nie ma dzisiaj w porządku nadprzyrodzonym narodów wybranych, szczególnie umiłowanych przez Boga. Z chwilą jednak, gdy naród „chyli czoło przed Krzyżem”, staje się „rodzajem wybranym, królewski kapłaństwem, narodem świętym, ludem nabytym” (I. Piotr. 2,9).
„Pan i Bóg wszelkiego stworzenia jest również Ojcem narodów. Bo dlaczego Stwórca człowieka i jego duszy nie miałby być Ojcem ciała i duszy narodów”- poucza kapłan. Zasady katolickiego nacjonalizmu wywodzą się natomiast z następującego fragmentu Pisma Świętego: „Chwalcie Pana, wszyscy poganie, chwalcie Go, wszystkie narody, bo możne jest nad nami miłosierdzie Jego, trwa na wieki (Ps. 116, 1-2)”.
W dziejach narodu izraelskiego dostrzec można odbicie dobroci Bożej, które powtarza się w dziejach każdego chrześcijańskiego narodu. Stary Testament poucza nas, iż Pan Bóg opiekował się narodem wybranym: posłał Józefa do Egiptu, aby Izrael zachowany był w czasie głodu. Po upływie wieków naród wybrany wyprowadzony został natomiast „z domu niewoli” (Wyjść. 20,2).
Wędrówka do „ziemi naszym ojcom obiecanej” powtórzyła się również w dziejach narodu polskiego. „Bóg przewidział w swym dziele twórczym to miejsce, z którym miały się związać dzieje narodu polskiego” – naucza kapłan. Bóg rozbudził również w nas miłość do ziemi ojczystej, „miłość na śmierć i życie”. W ślad za wolą Bożą, wyrażającą się w przemożnym umiłowaniu ziemi, idzie również prawo do ziemi i do własnej ojczyzny. Żyjemy jako odrębny naród, ponieważ taka była wola Boża.
Bóg posiada swoje dzieje w każdym narodzie. Działanie Boże na bogatej glebie przyrodzonych właściwości narodu kształtuje się w nowe, odmienne, bogate formy. Przykładowo, Polska rozmodlona jest pieśnią Godzinek i Gorzkich żalów, mocą rezurekcji czy dziecięcych nabożeństw majowych. Cześć Boża wygląda natomiast nieco inaczej w dziejach narodu św. Joanny d’Arc, św. Teresy Wielkiej czy św. Jana Bosko. Wszystko to dzieje się jednak w organizmie jednego Kościoła powszechnego. Chrześcijaństwo posiada prawdziwą zdolność łączenia narodów. Inaczej rzecz ma się z nacjonalizmem pogańskim, który prowadzi do dyktatury egoizmu narodowego. W rzeczywistości żaden naród nie istnieje sam z siebie i skazany jest na jakąś zależność od drugiego. Widać to chociażby w międzynarodowej wymianie dóbr gospodarczych, gdzie zupełnie zawiodła samowystarczalność. Widać to również w dziedzinie kultury. Przykładowo, nie da się oczyścić narodu polskiego z wpływów kultury starożytnej Grecji i Rzymu.
Naród nie może i nie powinien odgradzać się od dorobku innych, jednak z drugiej strony musi stać na straży swego ducha, aby odgrodzić się od rozkładowych prądów, które płyną ze strony narodów chorych. Jeśli naród nie chce zginąć na skutek braku sił wewnętrznych, musi dbać również o ocalenie innych narodów, zwłaszcza sąsiednich. Współczesny chrześcijański nacjonalizm nie może odrzucać tego obowiązku.
Kapłan poucza nas, iż nasza miłość ku Ojczyźnie wyraża się dość często „tkliwością serca i łzą w oku”, ale zbyt rzadko w twardym czynie, w codziennej wierności obowiązkom, w małych i drobnych poświęceniach, z których rośnie wspólne dobro narodu.
Pierwociny naszej miłości należą się ziemi ojczystej, którą otrzymaliśmy od Boga. Nie ulega wątpliwości, iż Polacy namiętnie kochają swoją ziemię. Świadczą o tym chociażby słowa imigrantów, dla których największą chorobą jest tęsknota za ojczyzną, „za niezapomnianym urokiem swojskiego krajobrazu, ciszą i pięknością pól, za ich macierzyńską żyznością”. Jednocześnie jednak bardzo często podnosi się wśród Polaków szemranie. Wiele jest wśród nas bezowocnego błagania nad naturalną nieobronnością naszych granic, wiele tęsknoty za „włoskim niebem, szwajcarskim powietrzem i francuskim chlebem”. W końcu wiele zazdrości wobec obcych, pogardy i niechęci do wszystkiego, co ojczyste.
Pierwszym obowiązkiem jest zwalczać w sobie niewdzięczność i małoduszność. Bóg zaufał nam i dlatego nie ukrył naszego kraju w niedostępnym zakątku ziemi, ale osadził nas na miejscu otwartym i widocznym, abyśmy służyli narodom przykładem męstwa i poświęcenia. Położenie nasze wzywa nas ponadto do wytężonej pracy dla ojczystej ziemi, do błogosławionej pracy, która zwalcza wygodnictwo i lenistwo. W naszym twardym klimacie kształtuje się nam twardy charakter, wytrwałość, cierpliwość i nieustępliwość. Nie ma również powodu do biadania nad ubóstwem naszej ziemi. Nie jest ona najbiedniejsza, a możnym narodom tego świata przypadł natomiast zgubny los: w wygodnictwie zatracili męstwo i miłość ojczyzny. Oczywiście, naszym obowiązkiem jest „napełniać ziemię i czynić ją sobie poddaną”. Nie powinniśmy jednak ubolewać i biadać, ale wytrwale pracować. Mamy również obowiązek pośpieszyć z pomocą biednej ziemi z własnego mienia i własnych dostatków. Być może wypadnie nam poświęcić mienie dla dobra ojczyzny. Jeśli jednak nie będzie to konieczne, zobowiązani jesteśmy przynajmniej płacić podatki i daniny państwowe.
Kapłan wzywał swoich rodaków do służby społecznej. Podkreślał, iż nie ma służby społecznej bez uprzedniego uspołecznienia jednostki, bez podporządkowaniu jej dobru społeczeństwa. Wcześniej jednak człowiek musi podporządkować się Bogu. Niestety, nie zdołano jeszcze usunąć sprzeczności pomiędzy zewnętrznym uspołecznieniem a wewnętrzną deprawacją człowieka. Dlatego mamy tak wielu antyspołecznych społeczników, którzy jedną ręką budują w innych to, co w sobie drugą rozwalają.
Bóg osadził człowieka w całym szeregu społeczności: rodzinnej, zawodowej, narodowej, politycznej, religijnej. Nawet pustelnikom Kościół zaleca żyć w społeczności klasztornej. Chrystus Pan pytany, co robić, aby wejść do Królestwa Niebieskiego, kazał zachowywać przykazania, których treść wskazuje na konieczność współżycia z ludźmi (zob. Mat.19, 17-19). Zalecenie „Idź, sprzedaj, co masz, i daj ubogim… a przyjdź i pójdź za Mną” (Mt.19,21) odnosi się tylko do wybranych. Gdy jednak młodzieniec z tej rady nie korzysta, Chrystus go nie potępia.
Człowiek ma najwięcej sposobności do rozwijania swej społecznej duszy w życiu rodzinnym. Tu nie może być innej miłości jak tylko w Bożym zjednoczeniu dwojga. W przekazywaniu życia zaczyna się natomiast zalążek poświęceń, zapomnienie o sobie dla dobra rodziny.
Myśl Boża usiłuje zwalczać w człowieku egoizm również na terenie życia społecznego i gospodarczego. Człowiek zobowiązany jest bowiem pojmować pracę jako służbę Bogu, jako czynność uświęcającą poprzez swój charakter współpracy z Bożą Opatrznością. W planie Bożym celem gospodarowania jest zaspokojenie potrzeb ogółu, i człowiek musi z tym planem świadomie współpracować. Duch biznesu przyczynił się co prawda do rozwoju bogactwa, ale bardziej do bogactwa jednostek niż narodu. Chcąc dobrze służyć Ojczyźnie, trzeba zwalczać w sobie szkodliwego ducha interesu, a wykształcić wrażliwość na dobro wspólne. Dla katolika nie istnieje pojęcie „minimum egzystencji”. Istnieje miłość bliźniego i sprawiedliwość społeczna: masz dużo, daj więcej, masz mało, daj mniej.
Troska o dobro ogółu jest również obowiązkiem państwa, wszyscy obywatele mają natomiast obowiązek współdziałania z wysiłkami władzy państwowej. By ten obowiązek należycie wypełnić, przedstawiciele władzy publicznej muszą odznaczać się poczuciem sprawiedliwości społecznej. Pięknie uwydatnia to natchniony autor: „Kiedy się mnożą sprawiedliwi, będzie się radowało pospólstwo; gdy niezbożni władzę wezmą, zdychać będzie lud… Zna sprawiedliwy sprawę ubogich, niezbożny nie rozumie umiejętności” (Przyp. 29, 2.7). Cóż pomoże bowiem ustawodawstwo społeczne, jeśli władze państwowe będą dawały obywatelom gorszący przykład obchodzenia go. Nie może być ponadto mowy o sprawiedliwości społecznej, gdy w organizmie społecznym żyją klasy pozbawione opieki państwa.
Kapłan słusznie zauważa, iż w jego czasach nie udało się związać silnymi więzami w jedność narodową warstw pracujących, robotników i oraczy. Zadaniem narodowym Polaków powinno być zwrócenie narodowi robotnika, który błąka się po manowcach tęsknot międzynarodówkowych. Warstwy przodujące nie udźwigną natomiast brzemienia całego życia narodu, muszą być wsparte krzepkimi ramionami rzesz robotniczych i włościańskich.
Chrystus nie podejmował się wprowadzenia na świecie równości w sensie marksistowskim, ale dążył do równości w obliczu mocy łaski, która wychodziła i uzdrawiała wszystkich. Niestety, wśród chrześcijan pozostało wiele pogańskich obyczajów. W Polsce istnieje niestety ogromny dystans pomiędzy miastem a wsią, wieśniakiem a urzędnikiem, robotnikiem a inteligentem. Wielu boleśnie odczuwa drugorzędność obywatelską w kontakcie z administracją państwową. W Polakach musi rozbudzić się duch pomocy i uznania dla wzajemnej użyteczności. Mieszczanin powinien uszanować w rolniku ciężar jego pracy, a gdy rolnik stanie przed okienkiem urzędniczym, nie powie „oko ręce: Nie potrzeba mi cię” ( I. Kor. 12, 21).
Miłość społeczna nie może wyczerpywać się natomiast tylko w uczynkach dobroczynności, jest ona czymś większym. Miłość nie poprzestaje na leczeniu ran, ale chce im zapobiec, pobudza do stanowienia nowych praw w obronie pokrzywdzonych.
Polska słynie jako kraj katolicki, jako „ziemia krzyżów i miejsc cudownych, gdzie Boga wszystko przypomina”. Są to wartości nieocenione, które czynią z nas apostołów dobrego przykładu. Polska zawsze stawała w obronie Kościoła i cywilizacji łacińskiej. Nasze walki nie miały cech zaborczych, walka ze Wschodem była walką o granice wpływów chrześcijańskiej kultury łacińskiej. Gdy istniała niepodległa Polska, Rzym łaciński szedł na Wschód, nad Dniepr i Dźwinę.
Z religii katolickiej czerpiemy natomiast wybitną szlachetność naszego charakteru. Dzięki temu Polska uchroniła się od zwyczaju wyrządzenia krzywd. Wiele wycierpieliśmy od innych narodów, ale sami nigdy nikogo świadomie nie skrzywdziliśmy. Słusznie zauważył Feliks Koneczny, że „Polacy gotowi są w każdej chwili krzywdzić Polskę z obawy, żeby nie skrzywdzić kogo innego”.
Sprawiedliwość społeczna nie jest dla nas pojęciem nowym. Gdy w całej Europie walczono o podniesienie władzy królewskiej, u nas ujmowano się za poprawą bytu chłopów i plebsu (ks. Piotr Skarga, Andrzej Frycz Modrzewski). Rozumieliśmy również, że to nie społeczeństwo ma służyć tronowi, ale tron społeczeństwu. Na Soborze w Konstancji broniliśmy ustami Pawła z Brudzewa zasady prawa przyrodzonego, że względem pogan obowiązują te same prawa, co i względem chrześcijan; że nie wolno narzucać wiary przemocą. Polska odrzuciła krzyżacką tezę „zdobyczy apostolskiej”, broniąc tezy, że cudzej ziemi nie wolno najeżdżać nawet dla szerzenia Ewangelii. Słusznie mówi się, że gdyby od Polski zależały losy świata, to zapełniły się on narodami wolnymi i szczęśliwymi. Mieliśmy zawsze uniwersalistyczny sposób myślenia. Nie poprzestawaliśmy na tym, co jest pożyteczne dla nas, zawsze pytaliśmy siebie, co możemy zrobić dla innych.
Naród polski wyniósł ze swojej słowiańskiej rodziny wiele wartości: dobrotliwość, pokój, serdeczność uczucia czy gościnność. Kościół, obejmując duszę naszego narodu, nie zabił w niej cech słowiańskich, ale dał jej możność stworzenia samoistnej kultury polskiej jako dalszego ciągu rozwoju kultury słowiańskiej. Protestantyzm zachęcał: „Wierz mocno – grzesz mocno” , skąd popłynęły największe zbrodnie dokonywane na innych narodach przez narody protestanckie. Kościół uczył natomiast kształcenia chrześcijańskiej cnoty męstwa, prawości i wspaniałomyślności.
Słowiańska dusza narodu chrześcijańskiego wypowiadała się nadal w swych duchowych obrzędach, w poświęceniach ognia, wody, pól, zwierząt domowych czy ziół. Kościół dał nowy impuls kulturze ludowej, który pięknie wyraził się w twórczości ludowej, w pieśniach maryjnych, kolędach czy jasełkach. Przykładem wychowania narodowego danego przez Kościół jest wzruszające wyznanie pewnego polskiego imigranta we Francji, który uskarżał się, że wszystko jest tam po francusku, „tylko Msza jest po polsku”. Msza, która przecież celebrowana była w języku łacińskim.
Nauka ks. Stefana Wyszyńskiego powinna być inspiracją dla nas, działaczy Obozu Narodowo-Radykalnego. Z woli Boga jesteśmy Polakami, mamy obowiązki wobec swojej ojczyzny, jednak jako naród chrześcijański nie możemy też zamykać się na potrzeby innych narodów.
Musimy również pamiętać o wcielaniu w życie zasad sprawiedliwości społecznej, która powinna się wyrażać nie tylko w postulowaniu ustawodawstwa biorącego w obronę najsłabsze jednostki, ale przede wszystkim w przemianie nas samych, we wprowadzeniu w życie chrześcijańskiej miłości bliźniego.
Małgorzata Jarosz